Na tle potencjalnego naruszenia bezpieczeństwa grupy dzieci uczestniczących w koloniach w Ustce, służby policyjne prowadzą działania kontrolne. Wszystko wskazuje na to, że opiekunowie pozwolili im na kąpiel mimo panujących warunków sztormowych. Jedyną zidentyfikowaną do tej pory kolonią na terenie Ustki jest ta z Kielc, jednak jej dyrektor zaprzecza jakimkolwiek zarzutom, twierdząc, że jego podopieczni nie mieli nic wspólnego z tym incydentem.
Wszystko zaczęło się 11 sierpnia, kiedy to na wschodniej plaży w Ustce panowały trudne warunki pogodowe. Silny wiatr powodował wzburzenie morza, które oceniane było na 3-4 punkty w skali Beauforta. W dodatku falowanie morza było znaczne, a niebezpieczne prądy mogły powodować podcinanie nóg i ryzyko zaciągnięcia w głąb morza. Ratownicy z Słupskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego obecni na miejscu wywiesili czerwoną flagę, sygnalizującą całkowity zakaz kąpieli. Niemniej jednak, opiekun dużej grupy kolonistów zignorował ostrzeżenie i wprowadził dzieci do wody.
Mimo szybkiej interwencji ratowników, dzieci musiały opuścić wodę, ale ich opiekun nie zrezygnował i znalazł inny sposób, aby pozwolić im na zabawę w morzu. Przeniósł się kilkanaście metrów dalej, na obszar nieobjęty nadzorem ratowników, i tam znów wprowadził dzieci do wody. Niektóre z nich skąpały się przy ostrogach (palach), gdzie występują głębokie doły, co mogło stanowić duże zagrożenie. Wystarczyła jedna duża fala, a cała grupa mogła zniknąć pod powierzchnią wody.
Na miejsce wezwano Piotra Wasilewskiego, szefa patrolu ratowników na plaży w Ustce. Pomimo jego natychmiastowej reakcji i upomnień, opiekun kolonistów nie chciał opuścić wody. Utrzymywał, że jest ratownikiem. Jak podaje Wasilewski, dowiedział się, że grupa przybyła z Kielc.